siedzimy sobie na krawędzi życia - ty bliżej, nad samą przepaścią, ja trochę dalej - choć to nigdy nie wiadomo
to mogło być piękne lato
pomost
i pod nami woda
i tak byśmy sobie siedzieli i patrzyli, jak tańczy na niej światło
i jak łobuzy - na krawędzi tego pomostu - bujalibyśmy nogami i bujali
ale ty spokojna i łagodna jak anioł majtasz łapami nad otchłanią, z której nie ma już powrotu
a ja dłońmi zbyt słabymi, żeby cię ocalić, trzymam cię w tej klinice najmocniej, jak potrafię
a ja dłońmi zbyt słabymi, żeby cię ocalić, trzymam cię w tej klinice najmocniej, jak potrafię
niech się zmienią nawet w krwawą szmatę, niech popęka skóra, ścięgna i kości, ale i tak cię nie puszczę
to może o wiele za mało, ale chcę, żebyś o tym wiedziała - nasze serce
nie płaczemy, bo już płakaliśmy - na spacerze daleko w polu, pośród zbóż, wtedy, gdy tak bardzo wychudłaś i po raz pierwszy zobaczyłem w tobie śmierć
nie płaczemy, bo masz na sobie obrożę z trupimi czaszkami, którą na pohybel strachowi przed tym, co zaraz usłyszymy od lekarza, pożyczyliśmy od twojej córki Hjarte, a ja prócz swoich pierścieni i bransolet z czachami założyłem jeszcze gacie ze znakiem supermena
wiemy o tym tylko ty i ja, ale i tak nie wypada już nam płakać, nie z takimi amuletami
***
gdyby to było możliwe, bez wahania oddałbym ci swój kręgosłup, swoje nogi, płuca, serce, bo mi są niepotrzebne
spoglądamy w otchłań, ty w różowej obroży w czachy, ja z pierścieniami jak gwiazda rocka i w gaciach supermena, o których wiemy tylko my
onkolog centymetr po centymetrze, co trwa wieczność, szuka guzów w twoim brzuchu
lewą dłonią dotykam twojego serca, prawą gładzę po głowie
wpatrujesz się ze mną w monitor usg
serce łomocze mi jak młot, choć może wcale już go nie mam, nie wiem - inaczej przecież musiałbym je słyszeć w tej ciszy gęstej jak dziki las
twoje boksuje moją dłoń mocno, ale spokojnie, jakby dotykał mnie anioł stróż, żeby pocieszyć
nie widzę tu nic niepokojącego, mówi w końcu lekarz
a ja od razu szepczę tobie na ucho, widzisz, Kręgliku - Kulawiku, jaką jesteś dzielną wojowniczką
zostaje kręgosłup
zostaje kręgosłup
parę tygodni temu podczas masażu, który robię ci kilka razy dziennie, w odcinku piersiowym znalazłem źródło przeszywającego bólu
zawyłaś
tomograf pokazał zmiany w kilku miejscach
radiolog w opisie skanów podejrzewa ostre stany zapalne albo „agresywne zmiany”
poetyka języka medycyny - agresja, czyli rak
nowotwór, który mógł rozpocząć się gdzieś w twoich kręgach i przerzucić dalej albo odwrotnie: z narządów zaatakować kręgosłup - dlatego dziś sprawdzaliśmy brzuch
do kręgów już nie dotrzemy - biopsja oznaczałaby piątą narkozę w ciągu ostatnich kilku tygodni, a to przecież zbyt wiele i dla młodego serca; no i ingerencja chirurga mogłaby przyspieszyć ewentualne zmiany nowotworowe, obudzić jeszcze większą agresję
musimy więc walczyć w nadziei, że to wszystko okaże się jedynie złym snem, że to nie są agresywne zmiany, tylko stany zapalne, piekielnie silne, ale odwracalne
zmieniliśmy twoją dietę, Ojka ściągnęła dla ciebie olej z konopii, dostajesz najlepsze suplementy, a ja masuję cię całymi godzinami
cieszy nas każdy krok, który robisz bez bólu
cieszy, że wrócił ci uśmiech
on rozświetla wszystkie nasze mroki
***
w takich chwilach pytam siebie: czy to już? bo zawsze jest za mało, bo nigdy nie jest się gotowym
Stasiuk napisał kiedyś, że nie wiadomo, jak to się dzieje; czy to jest chwila, czy trwa jakiś czas, czy kiedy już wiesz, to jest tak, jakby już było
nie wiadomo tym bardziej - myślę - że jesteś przekonany, że to cię nie może spotkać, że to nie ma prawa cię spotkać, że jesteś jedyny na świecie, którego nigdy to nie spotka, a potem spotyka właśnie ciebie
tak, nie jest nam do śmiechu na tej krawędzi, i gdyby nie te gacie z supermenem, o których wiemy tylko ty i ja, i nasze czachy, z którymi dziś się buntowniczo obnosimy, choć przecież tak po prawdzie to bardzo się boimy - więc gdyby nie to wszystko, moglibyśmy sobie nawet zapłakać w tej klinice, że czas wbrew naszej woli ciągle zmienia nasze kształty, a na koniec bez pytania o zdanie rozmyje, zatrze, jakby nigdy nas nie było
a przecież my tak bardzo chcemy jeszcze być, kolekcjonować do utraty tchu takie chwile jak ta nad morzem - mgnienie oka temu
zachód słońca rysuje świat tak delikatnie, że obrazy, które w nas wnikają i bezszelestnie przepływają, wydają się niematerialne
palimy z Ojką kubańskie cygara i pijemy z gwinta pigwówkę, która wsącza się w nas, nadaje lekkości i niepostrzeżenie pozbawia konturów
umęczona zabiegami panów chirurgów, które serwowali ci w ostatnich tygodniach na chorą łapę, zasypiasz wtulona w nas; nawet twoja córka, ten kochany bandzior Hjarte zastyga w błogim bezruchu
przez chwilę mam być może złudne wrażenie, ale jednak - że wszystko jest tak, jak powinno i lepiej już nie będzie, czas jest zbędny i nigdzie się nie śpieszę, zawieszony gdzieś w przestrzeni, upajam się tym, że jeszcze jesteśmy razem
a przecież kiedyś wszyscy się w końcu rozstaniemy
Ojka szepcze słowa piosenki, których ją nauczyłem:
Ojka szepcze słowa piosenki, których ją nauczyłem:
Na chuj mi rolex, atomowe zegary, budziki?
Teraz jest zawsze teraz, wystarczy umieć liczyć do zera
***
a skoro istnieje tylko tu i teraz, to w tamtej chwili, na pustej plaży, o zachodzie słońca byliśmy nieśmiertelni, prawda?
a jeśli w jednej chwili zawiera się cała wieczność, to nie powinniśmy się martwić śmiercią?
jak myślisz?
***
aniele, w którym bije tyle kochających cię serc
aniele, którego przed nicością chroni tyle dłoni
zostań jeszcze z nami
drugi raz już się nigdy więcej nie spotkamy
***
uciekajmy ciosom
to w tył
to w przód
jakbyśmy byli wiatrem