Z czarnej otchłani za oknem migotały do mnie tylko światła portu i statków tańczących na falach, bo noc była bardzo gęsta.
Na naszej małej wyspie jest zawsze tak nierzeczywiście cicho, jakby była nieczynną makietą filmową Disneya. Gdy stocznie mają kontrakty, woda w dzień niesie jeszcze jakieś hałasy. Ale zazwyczaj, jeśli coś słychać, to tylko szaleństwa wiatrów północy.
Tej nocy było jednak tak cicho, że zegar na ścianie wydawał się głośniejszy od ciężkiego sprzętu stoczniowców.
Nagle łomot do drzwi.
- Otwierać! Policja!
Wyciągnęli nas z domu i wepchnęli osobno do nieoznakowanych radiowozów. Potem szaleńcza jazda krętymi drogami i przesłuchanie na dołku w Bergen. Wszystko działo się tak szybko, że ledwie zdążyłem zebrać myśli. Na wpół śpiąca Ojka myślała, że to tylko koszmar.
- O co chodzi?! - zapytałem oficera. Byłem wściekły i przerażony zarazem.
- Nie żartuj sobie ze mnie! - odpowiedział.
- Ty sobie nie żartuj! To jakaś ukryta kamera?!
- Jak to o co chodzi?! O Złodziei Serc!
***
Mogłem przypuszczać, że to się tak skończy. Najpierw Złodzieje Serc okradli bezlitośnie nas, potem swoje nowe rodziny. Ktoś nas sypnął i teraz czekamy na proces.
Prokurator okręgowy z Bergen Øivind Solberg nie miał większych problemów z zebraniem materiału dowodowego. Zgromadził go w trzech obszernych tomach, a śledztwo trwało jedynie dwa tygodnie. W akcie oskarżenia przypisał nam role kierownicze. W jego ocenie kierowaliśmy zorganizowaną grupą przestępczą, której celem było okrutne i totalne rozkochiwanie ofiar, a potem doprowadzanie ich do szaleństwa z miłości.
- Narzędziami w rękach tych bezwzględnych przestępców okazały się bogu ducha winne szczeniaki rasy golden retriever – tłumaczył prokurator Solberg norweskiemu brukowcowi „Dagbladet”. - I choć to one dokonywały zaboru ludzkich serc w celu przywłaszczenia, to jednak nie mogą odpowiadać przed sądem z kilku powodów. Po pierwsze, są jeszcze nieletnie. Po drugie, jak dowodzą biegli, nie rozumiały one swoich czynów. Po trzecie, tak zostały wychowane przez parę okrutnych i pozbawionych skrupułów Polaków. Słowem, nie ich wina, że nie da się ich nie kochać na zabój – powiedział dziennikowi prok. Solberg.
W artykule czytamy jeszcze: „Żeby społecznemu poczuciu sprawiedliwości uczynić zadość, prokurator okręgowy zobowiązał Złodziei Serc do tego, aby odpowiedzialnie obchodziły się ze swoimi łupami. - To pozaprocesowa procedura. Jednak na przesłuchaniu zawarliśmy honorowe porozumienie, że będą kochać swoje ofiary do ostatnich uderzeń swych pięknych serc i pozwolą się traktować z wzajemnością – wyjaśnił prokurator Solberg”.
Na koniec norweski dziennikarz pozwolił sobie na niewybredny komentarz: „W naszej pięciomilionowej Norwegii żyje coraz więcej Polaków. Skoro chcą tu mieszkać, czas, aby porzucili swoje barbarzyńskie zwyczaje. Mamy nadzieję, że sąd potraktuje oskarżonych z przykładną bezwzględnością i przywróci tak przez nas umiłowany ład”.
Proces rozpocznie się prawdopodobnie wiosną. Przed sądem oskarżyciel publiczny zażąda dla nas kary bezterminowej miłości i tęsknoty do Złodziei Serc. - Ze względu na wysoki stopień demoralizacji oskarżonych i wątpliwe rokowania co do ich poprawy w przyszłości będę się domagał przed sądem najwyższego wymiaru kary. To są zwyrodnialcy miłości – powiedział prokurator.
Jak wiecie, jestem prawnikiem i miałem już gotową linię obrony. Myślę, że bez trudu bym nas z tego wyciągnął. Jednak tego nie zrobię. Sprawiedliwie to czy nie – moglibyśmy pewnie o tym dyskutować bez końca. Ale wiecie co?
Nie mógłbym marzyć o piękniejszej karze – tęsknić już zawsze za Złodziejami Serc i kochać ich już zawsze.
Panie prokuratorze, Wysoki Sądzie – nie mogliście nam zrobić piękniejszego prezentu.
A Was, drodzy Czytelnicy, proszę z głębi swojego zakochanego serca o pomoc. Dmuchajcie na zimne i piszcie listy do najwyższych trybunałów, aby postępowanie w naszej sprawie nie zostało czasem umorzone.
Zasłużyliśmy na tę karę jak nikt! I przyjmiemy ją z godnością.
***
W aktach sprawy prok. Solberg zamieścił dokładne notatki z wywiadów środowiskowych dotyczących Złodziei Serc.
„Podejrzana Happy (przestępcza ksywka Szara) mieszka na dalekiej północy z młodym małżeństwem i ich synami (12 i 8 lat). Ona jest urzędniczką w gminie, on hoduje renifery. Marzyli o córce, ale los dał im dwóch chłopców. Teraz mają też i córkę, bo tak właśnie traktują Happy. Podejrzana wyleguje się z nimi w łóżku, chodzi z nimi po górach, a największą frajdę miała ostatnio, jeżdżąc śnieżnym skuterem. W ocenie oskarżyciela publicznego Happy dokonała przywłaszczenia serc całej rodziny, a nadto – jakimś perfidnym sposobem – sprawiła, że wszyscy bez wyjątku oszaleli na jej punkcie”.
Prokurator Øivind Solberg zbierał dowody osobiście. Nie zlecał tego ani swoim podwładnym, ani policji. Jego śledczy nos podpowiedział mu, że ta bezprecedensowa sprawa może okazać się trampoliną w jego karierze.
Będąc na północy Norwegii, Solberg udał się także pod biegun. Zaprowadził go tam trop Tassana (ksywka Czerwony) – Złodzieja Serc, który 20 maja 2015 r. przeszedł na świat jako pierwszy, od samego początku był największy i najsilniejszy, ale taką łagodną, wręcz opiekuńczą, siłą urodzonego przywódcy.
Z notatek prokuratora: „Gdy w lipcu ub.r. Tassana adoptował nowy pan z uroczymi córkami (12 i 9 lat), mieszkali jeszcze w Bergen. Ale bardzo krótko. To był piątek... Przyjechali do domu z Tassanem, zrobili sobie sesję zdjęciową całą rodziną. A w sobotę rak odebrał życie jego nowej pani.
Przeznaczenie wyznaczyło Tassanowi rolę pocieszyciela dwóch dziewczynek i ich ojca. Bogaty biznesmen rzucił pracę i wyjechał z dziećmi pod biegun, w swoje rodzine strony. Do dziś nie pracuje, opiekuje się córkami i Tassanem. A w zasadzie to Tassan opiekuje się nimi. Tylko on z całej szajki Złodziei Serc podołałby tej roli. Silny i łagodny.
Niepostrzeżenie okradł swoją nową rodzinę z serc i zawładnął nimi w sposób absolutny”.
W napisanym piórem ręką prok. Solberga protokole z wywiadu środowiskowego dotyczącego Kaisy (przestępcza ksywka Granatowa) czytamy: „Podejrzana doprowadziła swoją nową rodzinę do totalnego szaleństwa. Para emerytów – on bardzo zamożny biznesmen, ona pielęgniarka i malarka – bez reszty oszaleli na punkcie Kaisy. Pan chodzi za nią w domu na kolanach, a jak niedawno polecieli do Hiszpanii, od razu stwierdzili, że takie wakacje, mimo tych luksusów, nie mają sensu. Bo są bez Kaisy”. Nigdy nie mieli psa, a testy wykazały, że mieć nie powinni, bo są zbyt podatni na kradzież serc.
Teo (ksywka Zielony) także mieszka w Bergen. Jego nowa rodzina – on urzędnik, ona profesor ekonomii, dorosły syn oraz nastoletni i córka studentka medycyny – miała kiedyś goldenkę i znowu chciała suczkę, ale teraz nie widzi już świata poza swoim szczeniakiem płci męskiej. „Mają w domu czwarte dziecko. Odmłodnieli. Ale tylko pozornie jest to okoliczność łagodząca dla Teo, bo zgodnie z norweskim kodeksem karnym kradzież serca jest jedną z najsurowiej karanych zbrodni. A Teo ukradł aż pięć serc” - zanotował prokurator Solberg.
Ostatni protokół dotyczy Bravo (ksywka Czarny). „35-kilogramowy mieszkaniec Bergen, łudząco podobny do Hjarte, będącej w posiadaniu Ojki i Martina Edena, przywódców zorganizowanej grupy przestępczej, którą obejmie akt oskarżenia, jest oczkiem w głowie nowego pana i jego rodziny: brazylijskiej żony, małej córki i nastoletniego pasierba. Biznesmen nie widzi już świata poza Bravo. Zabiera go nawet ze sobą do pracy, gdzie podejrzany – a jakże! - dokonał kolejnych kradzieży serc i stał się ulubieńcem biura. Jego pan zeznał, że podejrzany jest tak mądry, że przychodzi i dosłownie mówi, czego chce. Dokładnie tak robi matka podejrzanego Duffy”.
Trzeci tom akt kończy się obciążającą nas notatką prok. Solberga: „Wszystkie okradzione z serc rodziny są w nieustannym kontakcie z podejrzaną Ojką i Martinem Edenem. Słowa tych rodzin dowodzą, że podejrzani świadomie wytworzyli emocjonalną więź z ofiarami. Wszyscy pokrzywdzeni, jak jeden mąż, powtarzają pytanie: jak oni to zrobili, że dali nam takie genialne szczeniaki? A oni im odpowiadają bezczelnie: miłością.
Jako doświadczony śledczy zadaję jednak retoryczne pytanie, czy geniusz zbrodniarza może być okolicznością, która pozwoli mu uniknąć kary? Do jakich spustoszeń doprowadziłoby to w naszym spokojnym społeczeństwie, gdyby wszyscy przestępcy działali tak okrutnie i tak skutecznie?”
***
Więc tak to wygląda, moi drodzy. Doigraliśmy się. Dozgonna miłość i tęsknota. Zadaję sobie pytanie, czy moje skołatane serce udźwignie ten ciężar.
Na pocieszenie, zawsze się w końcu pocieszamy, czytam sobie piękny fragment „Małego Księcia”. Nie, nie ten, że decyzja o oswojeniu zawsze niesie ze sobą ryzyko łez, tylko ten o oswojeniu:
„Oswoić znaczy stworzyć więzy. (...) Jeślibyś mnie oswoił, moje życie nabrałoby blasku. Z daleka będę rozpoznawał twoje kroki - tak różne od innych. Na dźwięk cudzych kroków chowam się pod ziemię. Twoje kroki wywabią mnie z jamy jak dźwięki muzyki. Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu..."
Ja też już zawsze będę kochać szum wiatru w zbożu.
***
I na koniec: nie myślcie, że zapomniałem o Niej. Nawet, gdybym stracił pamięć, nie zapomnę. Serce mi nie pozwoli. Nie potrzebuję wyroków sądów, to ono wydało go raz na zawsze. Bez możliwości apelacji. I odtąd już należy do Fiordinki, której nie udało nam się sprawdzić na ten świat żywej.
Siódmą ze Złodziei Serc pochowałem w ogrodzie na skałach z widokiem na fiord. To było w nocy 20 maja. I choć minęło już tyle miesięcy, choć pozostałe szczeniaki dały nam tyle szczęścia, nieustannie myślimy z Ojką o tej kruszynie.
A gdy się pocieszam, bo w końcu zawsze się pocieszamy, patrzę w gwiazdy i przypominam sobie kolejny piękny fragment z „Małego Księcia”. Bo w gruncie rzeczy czyż Fiordnika nie spłatała nam takiego samego figla jak Mały Książę pilotowi?
„ - Chcę ci zrobić prezent. (…) Gdy popatrzysz nocą w niebo, wszystkie gwiazdy będą się śmiały do ciebie, ponieważ ja będę mieszkał i śmiał się na jednej z nich. Twoje gwiazdy będą się śmiały.(…) Będziesz miał ochotę śmiać się ze mną. Będziesz od czasu do czasu otwierał okno - ot, tak sobie, dla przyjemności. Twoich przyjaciół zdziwi to, że śmiejesz się, patrząc na gwiazdy. Wtedy im powiesz: Gwiazdy zawsze pobudzają mnie do śmiechu. (…) To tak, jakbym ci dał zamiast gwiazd mnóstwo małych dzwoneczków, które potrafią się śmiać”.
Fiordniko, to dlatego kocham milczącą zabawę spadających gwiazd. Kocham noce, kiedy patrząc na niezliczone płomyki na niebie, mam wrażenie, że wśród gwiazd rozpętałaś wichurę. Wtedy wystarczy, że z uśmiechem na chwilę zamykam oczy i czuję, jak ten gwiezdny wiatr łobuzersko rozwiewa mi włosy. Z trudnością łapię oddech, jakby pierś przygniatał mi ciężar anioła – Twój ciężar. Odchodzę w siebie i cały strumień obrazów unosi mnie ku spokojnym marzeniom.
Że jesteś.
eden